Takie hamowanie w przypadku misji orbitalnych na inne planety nie bywa kompletne, a powrót na Ziemię wiąże się z pełnym wyhamowaniem. Podobnie jest także z lądowaniem łazika na Marsie. Sonda, która trafia na jego orbitę nie może z kolei kompletnie wyhamować, bo inaczej spadłaby na powierzchnię.
OBLICZE JEZUSA (film dokumentalny) POWRÓT NA ZIEMIĘ. Internetowa Baza Filmu Polskiego filmpolski.pl działa na podstawie art. 2 Ustawy z dnia 10 maja 2018 r
Mateusz próbuje skierować uwagę czytelnika na Jezusa, którego słowo: chcę i dotknięcie wywołują zbawienny rezultat. Opisane przez Ewangelistę wydarzenia w 8,1-17, a więc uzdrowienie trędowatego, sługi setnika oraz teściowej Piotra, są ściśle ze sobą powiązane, co potwierdzają występujące w nich słowa klucze: przychodzić
Paruzja w Biblii to zwieńczenie historii zbawienia. Oznacza przyjście Jezusa Chrystusa w chwale na końcu historii świata, który objawi się, by zbawić wierzących i dokonać sądu nad całym światem. Paruzja ukaże ostateczne zwycięstwo nad wszystkimi przeciwnikami Boga i jego dzieci.
Serce Jezusa, źródło życia i świętości, zmiłuj się nad nami. Serce Jezusa, przebłaganie za grzechy nasze, zmiłuj się nad nami. Serce Jezusa, zelżywością napełnione, zmiłuj się nad nami. Serce Jezusa, dla nieprawości naszych starte, zmiłuj się nad nami. Serce Jezusa, aż do śmierci posłuszne, zmiłuj się nad nami.
Co łączy rozpoczynający się właśnie Adwent i konferencję ONZ na temat klimatu, której początek zaplanowano na 1 grudnia w Poznaniu? Koniec świata! Pierwsza
Odpowiedź. Próba obliczenia, kiedy nastąpi pochwycenie w stosunku do ucisku jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych kwestii w dzisiejszym Kościele. Trzy najpopularniejsze poglądy na tę kwestię to pogląd, że pochwycenie będzie miało miejsce przed uciskiem (pogląd pre-trybulacyjny), w jego trakcie, i taki, który mówi, że
d0hQ. Tegoroczna zbiórka na Ziemię Świętą odbędzie się 13 września, czyli już w najbliższą niedzielę. To istotny wkład Kościoła powszechnego w utrzymanie miejsc związanych z życiem Chrystusa. Fundusze przeznaczone są również dla działalności społecznej i charytatywnej Kustodii franciszkańskiej pośród lokalnych wspólnot. Eryk Gumulak SJ – Watykan Papieże Kościoła katolickiego, następcy rybaka z Galilei, zawsze zwracali szczególną uwagę na miejsca, które są świadkami życia, męki i zmartwychwstania Chrystusa, a także narodzin pierwszych wspólnot chrześcijańskich. Troskę o te miejsca powierzono franciszkanom. W 1327 r. sułtan Malek An-Nacer powierzył braciom mniejszym kustodię Grobu Bożego; otrzymali oni także klasztor i kościół Narodzenia Pańskiego w Betlejem, a kilka lat później Wieczernik. W 1342 r. papieska bulla „Gratias agimus” Klemensa VII potwierdziła ich misję jako „strażników” Miejsc Świętych, w imieniu Stolicy Apostolskiej i Kościoła katolickiego. Jest to misja, którą franciszkanie prowadzą od 800 lat, aż do dzisiaj. Cenną pomocą dla działalności franciszkanów jest zbiórka na Ziemię Świętą, czyli „Collecta pro Locis Sanctis”, która zazwyczaj odbywa się w Wielki Piątek. Bracia wiernie czuwają nad Miejscami Świętymi i dbają o przyjmowanie pielgrzymów. Zajmują się także szkołami oraz szpitalami. Zabiegają także o godziwe warunki mieszkaniowe oraz tworzą miejsca pracy dla miejscowych chrześcijan. Solidarność jest dziś potrzebna bardziej niż kiedykolwiek. Kryzys spowodowany pandemią wywołał bolesny cios dla branży turystycznej i pielgrzymkowej w Ziemi Świętej. Wielu miejscowych chrześcijan żyje dzięki tej branży i nie ma obecnie pracy. Pozbawiona darów i dochodów ze strony pielgrzymów, Kustodia franciszkańska również znajduje się w trudnej sytuacji.
Wielkie nieba! Czy dwa tygodnie wystarczą, żeby przygotować się na koniec świata? Brzmi nierealnie, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że 9 czerwca dojdzie do zagłady ludzkości. Tak przynajmniej twierdzi pastor Ronald Weinland (70 l.) z Kolorado w Stanach Zjednoczonych. Były już znaki na niebie o przybyciu Chrystusa, jak chociażby ten na niebie w Argentynie sprzed kilku dni, gdzie w niebiosach objawił się sam Jezus Chrystus. Czy Pastor Weinland mógłby się mylić? Teraz przypomina, że 9 czerwca, czyli już za dwa tygodnie, z niebios na ziemię zstąpi Syn Boży. Zanim to jednak nastąpi, ma rozpętać się wojna atomowa, którą właśnie zakończy Mesjasz. - Wojna atomowa zmusi Jezusa, by przybył i ją zakończył – przekonuje duchowny. Weinland zapowiadał już niegdyś koniec świata (konkretnie w 2012 r.), jednak przyznał się, że pomylił się wówczas w swoich obliczeniach. Teraz jest jednak święcie przekonany, że zagłada jest blisko. Sam uważa się za współczesnego św. Jana, a na swoich przepowiedniach dorobił się już milionów. Nasi Partnerzy polecają Strona główna Wiadomości Świat Pastor zapowiada koniec świata. Jezus Chrystus zstąpi na ziemię za dwa tygodnie!
{"id":"277320","linkUrl":"/film/Powr%C3%B3t+na+praojc%C3%B3w+ziemi%C4%99-1985-277320","alt":"Powrót na praojców ziemię"}Ten film nie ma jeszcze zarysu fabuły. {"tv":"/film/Powr%C3%B3t+na+praojc%C3%B3w+ziemi%C4%99-1985-277320/tv","cinema":"/film/Powr%C3%B3t+na+praojc%C3%B3w+ziemi%C4%99-1985-277320/showtimes/_cityName_"} {"linkA":"#unkown-link--stayAtHomePage--?ref=promo_stayAtHomeA","linkB":"#unkown-link--stayAtHomePage--?ref=promo_stayAtHomeB"} Na razie nikt nie dodał opisu do tego filmu. Możesz być pierwszy! Dodaj opis filmuNa razie nikt nie dodał wątku na forum tego swoich sił i podziel się być pierwszy! Dodaj wątek na forum
Następnie wyprowadzili Go, aby Go ukrzyżować. I przymusili niejakiego Szymona z Cyreny, ojca Aleksandra i Rufusa, który wracając z pola właśnie przechodził, żeby niósł krzyż Jego. Przyprowadzili Go na miejsce Golgota, to znaczy miejsce dawali Mu wino zaprawione mirrą, lecz On nie przyjął. Ukrzyżowali Go i rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy, co który miał zabrać. A była godzina trzecia, gdy Go ukrzyżowali. Był też napis z podaniem Jego winy, tak ułożony: "Król Żydowski". Razem z Nim ukrzyżowali dwóch złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej Jego stronie. Tak wypełniło się słowo Pisma: W poczet złoczyńców został zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go, potrząsali głowami, mówiąc: "Ej, Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, zejdź z krzyża i wybaw samego siebie!". Podobnie arcykapłani wraz z uczonymi w Piśmie drwili między sobą i mówili: "Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Mesjasz, król Izraela, niechże teraz zejdzie z krzyża, żebyśmy widzieli i uwierzyli". Lżyli Go także ci, którzy byli z Nim gdy nadeszła godzina szósta, mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: "Eloi, Eloi, lema sabachthani", to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Niektórzy ze stojących obok, słysząc to, mówili: "Patrz, woła Eliasza". Ktoś pobiegł i napełniwszy gąbkę octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić, mówiąc: "Poczekajcie, zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, żeby Go zdjąć [z krzyża]". Lecz Jezus zawołał donośnym głosem i oddał zasłona przybytku rozdarła się na dwoje, z góry na dół. Setnik zaś, który stał naprzeciw, widząc, że w ten sposób oddał ducha, rzekł: "Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym".Były tam również niewiasty, które przypatrywały się z daleka, między nimi Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba Mniejszego i Józefa, i Salome. Kiedy przebywał w Galilei, one towarzyszyły Mu i usługiwały. I było wiele innych, które razem z Nim przyszły do według św. MateuszaWychodząc spotkali pewnego człowieka z Cyreny, imieniem Szymon. Tego przymusili, żeby niósł krzyż Jego. Gdy przyszli na miejsce zwane Golgotą, to znaczy Miejscem Czaszki, dali Mu pić wino zaprawione goryczą. Skosztował, ale nie chciał Go ukrzyżowali, rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy. I siedząc, tam Go pilnowali. A nad głową Jego umieścili napis z podaniem Jego winy: "To jest Jezus, Król Żydowski". Wtedy też ukrzyżowano z Nim dwóch złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go i potrząsali głowami, mówiąc: "Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, wybaw sam siebie; jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża!". Podobnie arcykapłani z uczonymi w Piśmie i starszymi, szydząc, powtarzali: "Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Jest królem Izraela: niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego. Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje. Przecież powiedział: Jestem Synem Bożym". Tak samo lżyli Go i złoczyńcy, którzy byli z Nim godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię, aż do godziny dziewiątej. Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: "Eli, Eli, lema sabachthani?", to znaczy Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Słysząc to, niektórzy ze stojących tam mówili: "On Eliasza woła". Zaraz też jeden z nich pobiegł i wziąwszy gąbkę, napełnił ją octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić. Lecz inni mówili: "Poczekaj! Zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, aby Go wybawić". A Jezus raz jeszcze zawołał donośnym głosem i wyzionął oto zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół; ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać. Groby się otworzyły i wiele ciał świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli oni do Miasta Świętego i ukazali się zaś i jego ludzie, którzy odbywali straż przy Jezusie, widząc trzęsienie ziemi i to, co się działo, zlękli się bardzo i mówili: "Prawdziwie, Ten był Synem Bożym". Było tam również wiele niewiast, które przypatrywały się z daleka. Szły one za Jezusem z Galilei i usługiwały Mu. Między nimi były: Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba i Józefa, oraz matka synów według św. ŁukaszaGdy Go wyprowadzili, zatrzymali niejakiego Szymona z Cyreny, który wracał z pola, i włożyli na niego krzyż, aby go niósł za szło za Nim mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim. Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: "Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą: ťSzczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiłyŤ. Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas; a do pagórków: Przykryjcie nas!Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?".Przyprowadzono też dwóch innych - złoczyńców, aby ich z Nim przyszli na miejsce, zwane Czaszką, ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej Jego stronie. Lecz Jezus mówił: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią". Potem rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając lud stał i patrzył. Lecz członkowie Wysokiej Rady drwiąco mówili: "Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym". Szydzili z Niego i żołnierze; podchodzili do Niego i podawali Mu ocet, mówiąc: "Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie". Był także nad Nim napis w języku greckim, łacińskim i hebrajskim: "To jest Król Żydowski".Jeden ze złoczyńców, których [tam] powieszono, urągał Mu: "Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas". Lecz drugi, karcąc go, rzekł: "Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież - sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił". I dodał: "Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa". Jezus mu odpowiedział: "Zaprawdę, powiadam ci: dziś ze Mną będziesz w raju".Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: "Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego". Po tych słowach wyzionął widok tego, co się działo, setnik oddał chwałę Bogu i mówił: "Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy". Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko, gdy zobaczyły, co się działo, wracały bijąc się w piersi. Wszyscy Jego znajomi stali z daleka; a również niewiasty, które Mu towarzyszyły od Galilei, przypatrywały się według św. JanaA On sam dźwigając krzyż wyszedł na miejsce zwane Miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota. Tam Go ukrzyżowano, a z Nim dwóch innych, z jednej i drugiej strony, pośrodku zaś Jezusa. Wypisał też Piłat tytuł winy i kazał go umieścić na krzyżu. A było napisane: "Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski". Ten napis czytało wielu Żydów, ponieważ miejsce, gdzie ukrzyżowano Jezusa, było blisko było napisane w języku hebrajskim, łacińskim i greckim. Arcykapłani żydowscy mówili do Piłata: "Nie pisz: Król Żydowski, ale że On powiedział: Jestem Królem Żydowskim". Odparł Piłat: "Com napisał, napisałem".Żołnierze zaś, gdy ukrzyżowali Jezusa, wzięli Jego szaty i podzielili na cztery części, dla każdego żołnierza po części; wzięli także tunikę. Tunika zaś nie była szyta, ale cała tkana od góry do dołu. Mówili więc między sobą: "Nie rozdzierajmy jej, ale rzućmy o nią losy, do kogo ma należeć". Tak miały się wypełnić słowa Pisma: Podzielili między siebie szaty, a los rzucili o moją suknię. To właśnie uczynili obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: "Niewiasto, oto syn Twój". Następnie rzekł do ucznia: "Oto Matka twoja". I od tej godziny uczeń wziął Ją do Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: "Pragnę". Stało tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizopgąbkę pełną octu i do ust Mu podano. A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: "Wykonało się!".**I skłoniwszy głowę, oddał był to dzień Przygotowania, aby zatem ciała nie pozostawały na krzyżu w szabat - ów bowiem dzień szabatu był wielkim świętem - Żydzi prosili Piłata, aby ukrzyżowanym połamano golenie i usunięto ich ciała. Przyszli więc żołnierze i połamali golenie tak pierwszemu, jak i drugiemu, którzy z Nim byli ukrzyżowani. Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda. Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo jego jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy wierzyli. Stało się to bowiem, aby się wypełniło Pismo: Kość jego nie będzie złamana. I znowu na innym miejscu mówi Pismo: Będą patrzeć na Tego, którego przebili. Źródło: Biblia Tysiąclecia, Wydawnictwo Pallotinum **
Kim był ten młody mężczyzna? Jak to się stało, że wywarł tak wielki wpływ, choć nie pozostawił ani jednej własnoręcznie napisanej linijki? Jak naprawdę wyglądał? Do dziś zmagamy się z zagadką Jezusa? Noc narodzin Jezusa była rzeczywiście cicha. Imperium Rzymskie trzymało się mocno i akurat nie prowadziło wojny. W Palestynie jeszcze nie wrzał bunt przeciwko rzymskiej okupacji. Żydzi nie mieli wprawdzie państwa, ale mieli szeroki samorząd i wolno im było nie oddawać boskiej czci cesarzowi. Kapłani starali się więc nie wchodzić w kolizję z rzymskimi porządkami, a lud czekał na Mesjasza–wyzwoliciela. W antycznym świecie elity mówiły po grecku, łacina była językiem dowódców i administratorów. Bunty niewolników i podbitych tłumiły niezwyciężone legiony. Duszami milionów wciąż władały religie wielu bogów, które monoteizm nazwał pogardliwie pogaństwem. Nic nie wskazywało, że ten świat ma się radykalnie odmienić duchowo, kulturowo, politycznie. I że początek tym zmianom dadzą wydarzenia w zabitej dechami Galilei, gdzie urodził się Jezus. Kim był ten młody mężczyzna? Jak to się stało, że wywarł tak wielki wpływ, choć nie pozostawił ani jednej własnoręcznie napisanej linijki? Jak naprawdę wyglądał? Do dziś zmagamy się z zagadką Jezusa, choć wieki mrówczej pracy badaczy pozwalają skleić jakąś całość z odłamków wiedzy. Przez wieki przybywało elementów tej układanki, nabierała wyraźnego kształtu. Ostatecznej pewności mieć jednak nie możemy. Brat Jezus W naszych czasach mało kto podważa historyczność Jezusa. Teraz nie jest to już potrzebne dla prowadzenia walki ideologicznej. Niewierzący lub wyznawcy innych religii nie muszą już podważać historyczności samego Jezusa, by swobodnie pielęgnować własny światopogląd. Ale jeszcze całkiem niedawno chrześcijanie nie lubili zbyt dociekliwych poszukiwaczy prawdy o Jezusie, zwłaszcza we własnych szeregach. Uważali je za dywersję, za kryptoateizm. Wydana w 1863 r. powieść Ernesta Renana „Życie Jezusa” była szokiem, bo ukazywała Jezusa przede wszystkim jako ideał człowieka. To odczytanie wróciło sto lat później w epoce kontrkultury, która wystawiła swój pomnik temu doskonałemu człowieczeństwu Jezusa: rock–operę „Jesus Christ Superstar”. Długowłosy marzyciel, pacyfista pragnący szczęśliwszego świata bez przemocy, musi napotkać opór świata wyznającego kult siły i pieniądza. Historyczność Jezusa przestała być problemem. Kłopot zaczęła sprawiać kluczowa idea chrześcijaństwa: że ten duchowy nauczyciel był Bogiem wcielonym w człowieka. Ale ten problem towarzyszy chrześcijaństwu od jego zarania. Katolik Renan, a przed nim protestancki teolog David Friedrich Strauss („Das leben Jesu”, 1835) czy XVIII–wieczny biskup i historyk Jacques Bossuet torowali drogę współczesnym interpretacjom zagadki Jezusa. Nie chcąc wdawać się w roztrząsanie sprzecznej z logiką i doświadczeniem idei Boga–człowieka, skupili się na człowieczeństwie Jezusa. Żeby czcić Jezusa, nie trzeba wierzyć, że jest Bogiem. Wystarczą jego niezwykłe słowa i czyny zapisane w Nowym Testamencie. Symbolem tej postawy może być głośny niemiecki teolog i pisarz Eugen Drewermann (ur. 1940), zwany katolickim Lutrem XX wieku, mieszkający przez lata w obskurnym bloku, bez telefonu, samochodu, lodówki, zawieszony po bezskutecznych napomnieniach władzy kościelnej w prawach kapłana. Drewermann głosi, że Kościół zredukował Boga do instytucji władzy. Naukę Jezusa odczytuje na tle jego historycznej epoki, jej krajobrazu duchowego, społecznego, politycznego, jej mitów i legend. Autor „Księży” odrzuca bogoczłowieczeństwo (a więc także zmartwychwstanie) Jezusa. „Jezus został spłodzony jako człowiek i urodził się także jak każdy inny człowiek. Niezwykłe było nie jego urodzenie, tylko jego życie. Aby to wytłumaczyć, pierwsi chrześcijanie posłużyli się obrazami niepokalanego poczęcia, które sięgają staroorientalnych wyobrażeń narodzin królów. Historie urodzenia Jezusa u Mateusza i Łukasza to bliskie mitowi legendy, a nie historyczne relacje”. Rekordzista wszech czasów Ale nawet po odjęciu boskości zagadka Jezusa zmienia tylko wektor. Podstawowe pytania nie tracą ważności. Jakim cudem założona przezeń religia przetrwała, rozwinęła się, wyszła z palestyńskich opłotków w szeroki świat? Policzono, że na temat Jezusa napisano po dziś dzień ponad 17 tys. książek – absolutny rekord wszech czasów. A przecież nauczał zaledwie trzy lata, a może tylko rok i umarł śmiercią uważaną za hańbiącą, która miała odstraszać potencjalnych wyznawców. Faktów bezpośrednio dotyczących Jezusa jest żałośnie mało. Nawet daty urodzin i śmierci nie są pewne; jubileusz dwutysiąclecia minął, ściśle biorąc, już kilka lat temu. Najczęściej podaje się piąty (lub czwarty, szósty i siódmy) rok przed erą chrześcijańską jako datę urodzin i rok 30 „naszej ery” jako datę śmierci Jezusa. Gdy umarł, wszystko zapowiadało się jak najgorzej. Pozostawił garstkę zdezorientowanych uczniów, bez organizacji, wpływów, pieniędzy. Chrześcijanie powinni byli podzielić los wcześniejszych sekt żydowskich – bo taką sektą był zalążek Kościoła wokół Jezusa – o których pamiętają dziś tylko specjaliści. Ale pojawił się Paweł, dawniejszy prześladowca Żydów–chrześcijan, a potem niezmordowany ewangelizator Śródziemnomorza, czyli świata „pogańskiego”, w którym zakładał gminy chrześcijańskie od Turcji przez Grecję po Rzym. Nie zetknął się z Jezusem osobiście; wiedział o nim zapewne jeszcze mniej niż my. Może dlatego całą energię skupił na szerzeniu niesamowitej nowiny o zmartwychwstałym Bogu–człowieku, a detale, które mogły interesować niedowiarków, ignorował lub odmawiał im istotnego znaczenia. To Paweł uczynił ze zmartwychwstania oś chrześcijaństwa i najważniejszy fakt biografii Jezusa. Odcisnął na dziejach Kościoła tak silne piętno, że niektórzy uważają go za rzeczywistego twórcę chrześcijaństwa w postaci znanej pokoleniom po Chrystusie. Można się więc spierać o wszystko, ale o to, czy Jezus istniał – nie warto. Prawda, że prawie wszystkie źródła – na czele z trzema Ewangeliami Marka, Mateusza i Łukasza – z których czerpiemy szczątkową wiedzę o Jezusie, są źródłami chrześcijańskimi i to powstałymi najwcześniej 20 lat po śmierci Jezusa i że nie układają się w spójną biografię. Nazywa się je syno–ptycznymi – do lektury porównawczej – tymczasem są w nich sprzeczności i luki (jak choćby dwa różne rodowody Jezusa). Pisano je w przeświadczeniu, że Jezus – po hebrajsku Joszua, Jeszu, Bóg zbawia – jest Chrystusem, po grecku pomazaniec, tłumaczenie hebrajskiego terminu Mesjasz – czyli Bogiem wcielonym w człowieka dla wyzwolenia wszystkich ludzi od grzechu. Tradycyjna literatura chrześcijańska może drażnić – zauważa Jean Paul Roux, współczesny historyk religii, katolik – swoją pogardą dla innych wyznań, także dla religii i prawa żydowskiego, które z chrześcijaństwem wiąże splot nierozerwalny. Drażnić zarozumiałością, moralizowaniem, podsuwaniem odpowiedzi na wszystko. Ale tych błędów – także w badaniach historycznych – starają się uniknąć dzisiejsi piszący o Jezusie i chrześcijaństwie. Mozół uczonych końca XIX i całego XX w. – archeologów, biblistów, historyków, etnologów, badaczy kultury i cywilizacji – pozwolił warstwa po warstwie odsłonić dosyć kompletny obraz czasów, w jakich żył Jezus. Potrafimy opisać wnętrza, w jakich przebywał, ubiór, jaki mógł nosić, przedmioty, jakimi mógł się posługiwać, język, jakim mówił, scenerię narodzin i śmierci. Krzyż na przykład nie wyglądał tak jak na większości dawnych przedstawień – był niższy, w kształcie litery T; odnaleziono grotę, w której Jezus się narodził, i inną – w której złożono jego ciało po śmierci. Bazylika Grobu Pańskiego w Jerozolimie stoi w miejscu stracenia i pogrzebania Jezusa. Kilka lat temu odnaleziono grób i kości arcykapłana Kajfasza. Odkryte w połowie lat 40. XX w. rękopisy znad Morza Martwego i w Nag Hammadi nie przyniosły chrystologicznych rewelacji, choć ogromnie poszerzyły wiedzę o teologii i sytuacji religijnej w czasach Jezusa. Odnaleziona w Nag Hammadi „Ewangelia Tomasza” pełna jest luźnych przypisywanych Jezusowi powiedzeń. Na przykład: „Kto jest w pobliżu mnie, przebywa blisko ognia, ale kto jest ode mnie daleko, daleko jest od królestwa”. Jak wyglądał? Religia żydowska zakazuje sporządzania wizerunków Boga. Ewangeliści nie wspominają ani słowem o zewnętrznym wyglądzie Jezusa. Jeśli potraktować jako wskazówkę słynny całun turyński, można przypuszczać, że był mężczyzną dość wysokim (1,78 m), harmonijnie zbudowanym, o wyraźnie semickiej urodzie, bujnych włosach i brodzie. Wiedzę o Jezusie jako konkretnym człowieku zanurzonym w konkretnej epoce historyczno–cywilizacyjnej czerpiemy ze szczegółowych jej badań. Jest to wiedza dedukowana z kontekstu. Ilekroć badacze stają tu wobec zagadek nie do rozwiązania, wolą milczeć lub otwarcie przyznać się do niewiedzy. Solidna warsztatowo krytyka wszelkich źródeł i ustaleń jest dziś czymś oczywistym także dla uczonych kościelnych czy po prostu wierzących. Tak jest od niedawna, od mniej więcej 100 lat. Rozum w sejfie Na początku naszego stulecia historyk Ernst Troeltsch ostrzegał, że nowoczesne metody badań historycznych nie dają się pogodzić z wiarą chrześcijańską; biskup Stubbs, wykładowca historii nowożytnej w Oksfordzie, chwalił się z kolei, że przekonał innego historyka, by wyrzucił do kosza na śmieci „Życie Jezusa” Renana, choć duchowny książki nawet nie przeczytał. Tak to historyk zdeprawował drugiego historyka, a obaj upokorzyli w ten sposób chrześcijaństwo – osądzał taką postawę Paul Johnson, autor „A History of Christianity” (1976). Wybitny intelektualista kościelny XIX w. kardynał Newman trzymał w sejfie egzemplarz „Wieku rozumu” Thomasa Paine´a, zmarłego w 1809 r. „angielskiego Woltera”. Newman chciał ustrzec swych uczniów przed kontaktem z krytykiem religii zorganizowanej, obrońcą Rewolucji Francuskiej i idei oświecenia, który pisał: „Wśród wszelkich tyranii gnębiących ludzkość najgorsza jest tyrania w dziedzinie religii, każda inna odmiana tyranii ogranicza się do świata, w którym żyjemy, lecz tyrania religii usiłuje sięgnąć poza grób i ścigać nas w wieczności”. Na szczęście ten okres chrześcijańskiego despotyzmu bezpowrotnie minął. W świecie po chrześcijaństwie, w którym, zwłaszcza na Zachodzie, religia ta staje się znów religią katakumb, religią mniejszości, wybierającej ją dobrowolnie, z wewnętrznego przekonania, nie da się żadnej książki zamknąć w sejfie. Za krytyczny rozbiór wszelkich tekstów, nawet biblijnych, nie grożą już kary ani prześladowania. Dziś wiemy, że Jezus: nie był mitem, archetypem, ani symbolem czegokolwiek; nie był wcieleniem Buddy ani nauczycielem przysłanym z Orientu; nie był wyznawcą ani nauczycielem gnozy, potężnej konkurentki chrześcijaństwa pierwszych wieków; nie był obsesyjnym ascetą wyniszczającym ciało i umysł w jaskini; nie był żydowskim renegatem i nie kolaborował z rzymskim okupantem; nie był politycznym buntownikiem ani społecznym rewolucjonistą, porywającym się z motyką na słońce; nie był prekursorem socjalizmu ani kapitalizmu; I że: był Żydem praktykującym religię mojżeszową; sam nazywał siebie Synem Człowieczym (sędzią ludzi u kresu świata) lub Synem Bożym, ale nigdy Mesjaszem; przeistoczył religię żydowską radykalnie, wysuwając na czoło pojęcie Boga jako Miłości i piętnując obłudę, zwłaszcza w religijnym establishmencie żydowskim; szczególnie chętnie spotykał się i rozmawiał z ludźmi prostymi, biednymi, społecznie dyskryminowanymi, ale nie potępiał hurtem warstw wyższych – nie stosował zasady odpowiedzialności zbiorowej; używał języka aramejskiego, przypowieści, obrazowych porównań i powiedzeń łatwych do zapamiętania; żył około 35 lat, zginął śmiercią przeznaczoną dla buntowników. Słowem, był człowiekiem swojej epoki, niezwykle zręcznie poruszającym się w labiryncie sprzecznych oczekiwań, koncepcji, interesów; człowiekiem żyjącym w realiach okupacji zaostrzającej pragnienie wyzwolenia i poczucie tożsamości, w miejscu gdzie krzyżowały się wpływy różnych wiar i kultur; ale dążył do własnego, ściśle określonego celu. Było nim przekonanie ludzi, że w nim, Jezusie, znajdą zbawienie. Po ludzku biorąc, Jezus poniósł klęskę – został właściwie sam; nie opuściła go tylko garstka mężnych kobiet. Żydzi nie przyłączyli się do ruchu, który założył. Impas przełamała dopiero wieść o zmartwychwstaniu; chrześcijaństwo dźwignęło się już po śmierci swego założyciela – bez jego fizycznej obecności i jego przywództwa. Drugim kołem ratunkowym okazała się działalność misyjna apostołów wśród nie–żydów. Trzecim było wejście w IV w. w sojusz z państwem rzymskim (od edyktu cesarza Konstantyna, 313 r., czyniącego chrześcijaństwo religią państwową) i okrzepnięcie centralistycznej struktury Kościoła. Apokryfy i herezje Chrześcijanie od początku łaknęli szczegółów życia Jezusa. Już w pierwszych wiekach powstała ogromna literatura próbująca wypełnić luki. Po antycznym świecie krążyło mnóstwo tak zwanych apokryfów (pism „ukrytych”), w tym ewangelii (jak wspomniana wyżej Tomasza), opisujących dzieciństwo i dorosłe życie Jezusa. Choć Kościół odrzucił te pisma, sporo z nich przeniknęło i zostało w ludowej pamięci (jak choćby zwierzęta z betlejemskiej groty). Ewangelia pseudo–Mateusza tak przedstawia narodziny Jezusa: gdy nadszedł czas rozwiązania, anioł polecił, by Maryja zsiadła ze zwierzęcia jucznego i weszła do podziemnej groty, w której nigdy nie było światła. Kiedy Maryja weszła do środka, grotę oblała jasność. Boskie światło świeciło tak długo, jak długo przebywała tam Maryja. I tam porodziła syna, którego otoczyli aniołowie i wielbili go. Sprowadzona przez Józefa położna wykrzykuje po zbadaniu pierworódki: Nigdy nie słyszano, żeby piersi były pełne mleka i żeby narodzony chłopiec nie naruszył dziewictwa swej matki. Żadnego upływu krwi podczas porodu, żadnego bólu przy połogu. Gdy zaś położna wzięła noworodka na ręce, przestraszyła się, bo nie czuła jego ciężaru i dziwiła się, że niemowlę nie płacze, tylko uśmiecha się wdzięcznie – „i otworzywszy oczy spojrzał na mnie uważnie. I nagle z oczu jego błysnęło światło niczym błyskawica”. Niesamowite rzeczy dzieją się też w apokryficznym dzieciństwie Jezusa. W „Ewangelii dzieciństwa” według Tomasza Izraelity pięcioletni Jezus ożywia dwanaście wróbli, które ulepił z gliny, bawiąc się w strumieniu; „innym razem szedł przez wieś i biegnący chłopiec uderzył go w plecy. Jezus rozzłoszczony rzekł do niego: Już nie pójdziesz dalej swoją drogą. A on natychmiast padł martwy”. Jakby dla równowagi kilka paragrafów dalej Jezus wskrzesza współtowarzysza zabaw, który spadł z tarasu. Rodzice zabitego chłopca nie wierzyli, że to nie Jezus go zrzucił. „Zszedł Jezus z dachu i stanął koło zabitego dziecka i zawołał: Zenonie! powstawszy, powiedz im, czy ja ciebie zrzuciłem? A ów powstawszy odpowiedział: Nie, Panie, nie zrzuciłeś mnie, ale wskrzesiłeś”. W tych tekstach nie chodziło tylko o zaspokojenie ludzkiej ciekawości i dostarczenie dowodów boskości Jezusa. Równie ważna była teologia. Chrześcijaństwo rozwijało się w zaciętej walce z duchową konkurencją. Polerowało swoje wyobrażenie o sensie wieloznacznych nauk założyciela religii, z których wyciągano sprzeczne wnioski. Tak hartował się Kościół i doktryna, formowała się kościelna teologia i filozofia. Kościół potępiał jako herezje nowe doktryny, sprzeczne z jego interpretacją orędzia Chrystusa i godzące w kościelną rację bytu. Tę walkę – połączoną czasem z fizyczną zagładą sekt uznanych przez Rzym za fałszywe lub heretyckie – prowadzoną w imię prawdy o Jezusie i w imię prawdziwego chrześcijaństwa – przegrali z Kościołem: gnostycy żydowscy, helleńscy i chrześcijańscy, którzy nie wierzyli, że to Bóg stworzył świat skażony złem, cierpieniem i grzechem; marcjoniści, którzy odrzucili cały Stary Testament i kult Jahwe, a czcili wyłącznie Chrystusa; nowacjanie, którzy uważali, że Kościół rzymski leży w grzechu i domagali się absolutnej zgodności praktyki życia z głoszoną etyką; donatyści, masowy ruch w Afryce północnej, uznający dogmaty wiary, ale opozycyjny wobec Kościoła i państwa rzymskiego, a także wobec islamu i panowania arabskiego; pelagianie, którzy podkreślali, że człowiek może zapracować na swoje zbawienie już w tym życiu, a Kościół powinien dbać nie tylko o możnych tego świata; arianie, którzy odrzucili bóstwo Chrystusa, bo uważali, że Bóg nie może mieć styczności z marnym światem i musi się czymś różnić od Syna Bożego; manichejczycy, którzy bardzo poważnie zagrażali Kościołowi przez długie wieki, głosząc religię zbawienia, polegającą na całkowitym odrzuceniu materii jako więzienia ludzkiego ducha. Jezus według nich wyzwolił człowieka tylko częściowo, bo nie w pełni ukazał mu walkę między złem i dobrem, światłem i ciemnością. Nim przeszedł na chrześcijaństwo, manichejczykiem był święty Augustyn. Kościół nieprzejednanych manichejczyków karał zwykle śmiercią. Powrót arian Czy to zwycięstwo w walce z dysydentami wzbogaciło wiedzę chrześcijan o Jezusie? Na pewno wzmocniło Kościół i teologiczną ortodoksję. Kościół nie wypracował tak skutecznych metod radzenia sobie z ruchami odśrodkowymi czy mniejszościami, jak udało się to w zdecentralizowanym islamie, judaizmie czy religii buddyjskiej. Wewnętrzny pluralizm w Kościele (katolickim) nigdy nie zniknął, ale ujście znalazł sobie przede wszystkim w sztuce, kulturze i liturgii chrześcijańskiej. Skoro wiadomo tak niewiele – jak naprawdę wyglądało zwiastowanie, narodziny, przemiana na górze Tabor, ostatnia wieczerza, zdjęcie z krzyża, zmartwychwstanie i tyle innych scen z Ewangelii? – to możliwe (artystycznie) jest prawie wszystko. Tą ścieżką wolności wyobraźni poszły pokolenia artystów, tworząc firmowy znak europejskiej kultury chrześcijańskiej, dla której życie Jezusa i Biblia były przez wieki niewyczerpanym źródłem natchnienia. Za tysiąc lat z cywilizacji chrześcijańskiego Zachodu może nie pozostać nic, ale przetrwają mistrzowie średniowiecza i renesansu, Rembrandt, El Greco, Haendel, Bach. „Idiota” i „Bracia Karamazow” Dostojewskiego, w których Chrystus wraca na ziemię i zastaje ponurą rzeczywistość mieniącą się chrześcijaństwem i Kościołem. Kto wie, może trzecie millenium spłata figla większości z nas i zapamięta też dzieła współczesne, poezję i filmy: prócz „Ewangelii według Mateusza” Pasoliniego, „Żywot Briana” Monty Pythona, „Jezusa z Montrealu” Arcanda i „Ostatnie kuszenie Chrystusa”. Tam gdzie religia instytucjonalna skostniała, wkracza sztuka. Zagadkę Jezusa drąży dziś raczej kultura. Pasjonuje ją wciąż tajemnica człowieczeństwa Jezusa, mniej – jego boskości. Świat zachodni w większości w nią nie wierzy, jak nie wierzyli starożytni arianie. „Wszystkie przykazania zmieniają znaczenie – pisał grecki prozaik Nikos Kazantzakis (zm. 1957), autor „Greka Zorby” i książki, która zainspirowała reżysera Martina Scorsese („Ostatnie kuszenie Chrystusa”). – Nie patrzymy, nie słuchamy, nie nienawidzimy, nie kochamy już tak jak kiedyś. Odnawia się dziewictwo Ziemi. Nowy smak ma chleb, woda, kobieta. Nową, niemierzalną wartość – działanie. Wszystko nabiera nieoczekiwanej świętości: piękno, wiedza, nadzieja, walka o byt i codzienne, niby nieważne troski. We wszystkim struchlali rozpoznajemy to samo ogromne zniewolone Tchnienie, które walczy o wolność”. Kultura i nowe, nie trzymające się kurczowo instytucji podejście do religii sprawiają, że Jezus nie schodzi z wokandy. Są miejsca na świecie, gdzie zwykli ludzie potrafią żywo dyskutować o swym stosunku do Chrystusa i sensie jego religii. I to doskonale współgra z zasadniczą treścią nauki Jezusa. Jest nią osobisty stosunek człowieka do Boga. Jezus historyczny odrzucał zbyt sformalizowane podejście do Boga i religii, zbyt głębokie kompromisy z władzą, hierarchią, konwencjami. To przesłanie było zawsze kłopotem dla Kościoła głoszącego, że przechowuje nienaruszony depozyt wiary chrześcijańskiej. Ale z tego samego powodu chrześcijaństwo rozpaliło wyobraźnię pokoleń i rozrosło się w największą religię świata. Przez dwa tysiące lat na naukę Jezusa nałożyły się nieprzebrane odczytania i wyobrażenia. Na nieznaną twarz Chrystusa nałożono dziesiątki wizerunków. Chrystus frasobliwy, triumfujący, filozofów, mistyków, uczonych, prostaczków, z hipisowską pacyfką i z karabinem, Chrystus – Pan i Sługa, Chrystus prawicy i lewicy itd. Żaden nie jest ostatecznym kluczem do zagadki, razem tworzą bogactwo, ale i głaz przygniatający prawdę o Jezusie. Wciąż też pojawiają się ludzie i ruchy, próbujące ten głaz odsunąć – powrócić do pierwotnego chrześcijaństwa i Kościoła. * Józefa Hennelowa publicystka „Tygodnika Powszechnego”: Brat Jezus Chrystus Dwa tysiące lat temu (o niedokładność kalendarzową mniejsza) Bóg wszedł w historię człowieka na Ziemi. Stał się jednym z nas. Od tamtego czasu każdy, do kogo dotarł ten fakt, przeżywać może tajemnicę, której nigdy do końca nie zgłębi. Im pełniej albo im dotkliwiej doznaje sam swojej „kondycji ludzkiej”, tym mocniej ogarnia go zdumienie, wzruszenie, wstrząs prawdy nieprawdopodobnej. „Podobny we wszystkim, prócz grzechu”. Brat: Jezus Chrystus, dziecko z Betlejem, dorastające w Nazarecie, dorosły przemierzający ziemię palestyńską i nauczający tak, jak nikt jeszcze nie mówił, zamęczony w Jerozolimie. Poddany czasowi, prawom materialnym i psychicznym natury ludzkiej, przywiązaniom do ludzi, smutkowi, lękom i na koniec cierpieniu, którego człowiecza kondycja znieść nie była w stanie. Zostawiając ślad w świadectwie najbliższych sobie, którzy tak właśnie zeznają: opowiadamy o tym, „co widzieliśmy, co słyszeliśmy i czego ręce nasze dotykały”. Do dzisiaj i do końca czasów z tej niepojętej wspólnoty człowieczeństwa każdy może czerpać dla siebie to, co go podtrzymuje: braterstwo i nadzieję. A nadzieję dlatego, że ten sam historyczny Jezus Chrystus z Betlejem, Nazaretu i Jerozolimy pozostaje żywy przez całą historię: tę, która już minęła, która staje się teraz, będzie trwała jeszcze niewiadomy czas w przyszłości. To jest największa tajemnica, ta właśnie, którą – wierząc – nazywamy Wcieleniem. Nie zaskakuje mnie w niczym fakt, że ten sam Jezus Chrystus dla każdego człowieka był, jest i będzie żywy trochę inaczej, jak świadczy nie tylko sztuka kościelna, ale przede wszystkim mistyka świętych i życie duchowe każdego, kto – najbardziej nawet kulawo wierząc – do Niego się odnosi. Bo nawet suma tych wszystkich odniesień nie wyczerpie tajemnicy faktu, że kiedyś w czasie Bóg stał się człowiekiem i tak już pozostanie na zawsze. Po to są święta, żeby tajemnica ta docierała do nas w swoich różnych błyskach: tak zachwycających jak Boże Narodzenie (też przecież w tysiącu kształtów kulturowych), tak uciszających jak trzydzieści lat Jego milczenia w Nazarecie, tak wstrząsających jak nauczanie, które przewartościowuje wszystkie uznane porządki i wartości, tak porażających jak Jego cierpienie i śmierć. I na koniec pokonanie i śmierci, i grzechu. Własny los każdego z nas, los, który przecież staje się z chwili na chwilę, podsuwa, w jaki sposób w tym właśnie doświadczeniu czy doznaniu spotykamy się z „żywym na wieki”; które Jego słowa słyszymy najwyraźniej; którą Jego obecność odkrywamy tuż przy sobie. I niech to już zostanie tajemnicą każdego. Nie można zwierzać się aż do samego spodu.
powrót jezusa na ziemię